Dojazd do pracy bez stresu. Test środków transportu w mieście
23-11-2020Program
lojalnościowy
4,9/5 Nasza ocena
na Opineo
Punkty odbioru rowerów
Dostawa gratis w 24h
Kiedy te słowa powstają, w Europie szaleje koronawirus. Systemy rowerów miejskich w Polsce przez ponad miesiąc nie funkcjonowały. Wiele wskazuje, że obecna pandemia może mieć zły wpływ na rozwój tego środka komunikacji publicznej w latach kolejnych. Być może chwilowe zatrzymanie się jest dobrym momentem na refleksję o przyszłości systemów rowerów miejskich. Dlatego też w poniższym raporcie podsumowujemy ubiegłoroczny sezon rowerów publicznych.
W tekście „Ranking systemów rowerów miejskich – Polacy, (znów) na rowery!” napisaliśmy, jak wygląda rzeczywistość po powrocie rowerów publicznych na ulice.
Wróćmy jednak do czasu sprzed koronawirusa. Niebieskie rowery jeszcze w zeszłym roku woziły krakowian. Jeździły w każdych warunkach, w śniegu, deszczu i słońcu. Dziś czekają stłoczone na gigantycznym parkingu. Może je kupić każdy, pod warunkiem, że weźmie minimum dziesięć. Cena? 250 złotych. Tyle kosztuje rower miejski Wavelo w znanym serwisie sprzedażowym.
Model jest dobrze wyposażony. Ma 3-biegową piastę Shimano Nexus, pełne błotniki, kosz i wał zamiast łańcucha. Rower wygląda na niezniszczalny.
Wavelo działało w Krakowie od 2016 roku. 1500 rowerów można było wypożyczyć na 168 stacjach. Niestety, operator – BikeU – wypowiedział pod koniec 2019 roku umowę. Miasto zostało bez rowerów, a firma sprzedaje swój majątek w Internecie.
Przykład Krakowa nie jest odosobniony. Systemy rowerów miejskich złapały zadyszkę. W tym raporcie bierzemy pod lupę 53 miasta z 90, w których działają rowery publiczne. Informacje otrzymaliśmy od operatorów i urzędów miejskich. Miasta i operatorzy, którzy nie przesłali danych, nie zostali ujęci w rankingu.
To już trzeci ranking systemów rowerów miejskich, który przygotowaliśmy. W zeszłym roku wzięliśmy pod lupę 39 systemów, w tym – 14 więcej.
W jaki sposób stworzyliśmy zestawienie? Pod uwagę wzięliśmy następujące kategorie:
W Polsce – poza systemami miejskimi – istnieją gminne, wojewódzkie itp. Nie ujęliśmy ich jednak w naszym rankingu z przyczyn metodologicznych. Ich porównanie z np. warszawskim Veturilo mogłoby być niemiarodajne.
Wszystkie dane, które ujęliśmy w rankingu, pochodzą z 2019 roku.
Veturilo znów okazało się bezkonkurencyjne. Tutaj raczej nie ma zaskoczenia, obecnie to największy system w Polsce, jeden z większych w Europie. 5700 rowerów, tylko 310 mieszkańców na jedną sztukę – te liczby robią wrażenie.
Spektakularny sukces zaliczył Wrocław. W zeszłym roku Wrocławski Rower Miejski zajmował 10 pozycję, w tym znalazł się zaraz za stolicą. Trzecie miejsce zajął Chorzów. Skok z 19 miejsca jest również imponujący!
Poniżej przyjrzymy się poszczególnym kategoriom.
W kategorii liczba mieszkańców przypadających na jeden rower małym jest łatwiej. Wygrał w niej Ustroń, liczący 16108 mieszkańców. Wystarczyło 70 rowerów, by zapewnić pierwsze miejsce. Drugie są Duszniki-Zdrój z… 20 jednośladami. Miasto ma zaledwie 4728 obywateli. Trzecie miejsce na podium zajął Chorzów – 460 rowery na 109021 mieszkańców.
Jeśli wzięlibyśmy wyłącznie liczbę rowerów, bezkonkurencyjna byłaby Warszawa. 5700 egzemplarzy na ponad 1,7 miliona mieszkańców daje 310 osób na jeden rower. To naprawdę świetny wynik. Największą przestrzeń do poprawy ma Zabrzański Rower Miejski. 65 rowerów na 174349 mieszkańców sprawia, że kolejka do jednego roweru liczy 2682 osób. To już chyba lepiej pójść „z buta”!
Liczba stacji na jeden kilometr kwadratowy to kolejna kategoria w naszym rankingu. Im więcej, tym lepiej. Wyjątkiem są nowoczesne systemy, wyposażone w rowery bezstacyjne.
W zeszłym roku takie rozwiązanie wprowadziło 19 miast. To duży skok – w 2018 roku jedynie sześć systemów z naszego rankingu zdecydowało się na taki krok.
Czym właściwie jest rower czwartej generacji? Jego główną cechą jest to, że nie potrzebuje stacji. Można go pozostawić w dowolnym, łatwo dostępnym miejscu. Dzięki elektronice, sygnał o położeniu przekazywany jest za pomocą sieci 4G. Historia rowerów czwartej generacji liczy już dekadę, ale popularność zyskują dopiero od kilku lat.
Co ciekawe, już myśli się o korzystaniu z rowerów 5. generacji. Ich podstawową zaletą w porównaniu do „4” jest to, że nie zagracałyby miasta. Można je zostawiać bez podpięcia do stacji, jednak miejsce to byłoby do tego wyznaczone (wirtualnie).
To na razie melodia przyszłości, 34 miasta zdecydowały się na wykorzystanie klasycznych rozwiązań - wziąłeś, oddaj. W tej kategorii zwyciężył Chorzów z wynikiem 1,39 stacji/1 km2. Z dużych miast znów imponuje Warszawa. 390 stacji rozmieszczono w mieście o powierzchni 517,2 km2, co daje 0,75 sztuki na 1 km2.
Sporo do nadrobienia ma Tyski Rower Miejski. Siedem stacji w mieście o powierzchni 81,8 km2 zapewnia jedynie 0,09 stacji/1 km2.
Liczba wypożyczeń, przypadająca na liczbę osób, zapisanych w systemie to parametr, który mówi sporo o mieście. Im więcej, tym lepiej. Pierwsze miejsce zajęła wypożyczalnia rowerów miejskich w Szczecinku. Na osobę, która jest zapisana do systemu, przypadło 49 wypożyczeń. To nokaut – w przypadku drugiego w rankingu Wągrowca ta liczba wynosi 21. Podium zamyka Stalowa Wola (20).
Dystans do nadrobienia mają Zabrze, Szamotuły, Ustroń, Duszniki-Zdrój i Rzeszów (2).
Ogólnie popularność jazdy na rowerze ciągle wzrasta. W naszym raporcie „Jak Polacy jeżdżą na rowerach” wzięliśmy ten trend pod lupę. W 2019 roku niemal 4/10 przepytanych w badaniu pracowni ARC Rynek i Opinia przyznało, że rower jest ich ulubioną dyscypliną sportową.
W ankiecie, przygotowanej przez Centrumrowerowe.pl, chętni odpowiadali na pytanie, jaki przeciętnie dystans pokonują tygodniowo. 36,5 procenta z nich zadeklarowało, że ponad 100 km, 28 proc. – między 50 a 100 km. W sondażu wzięli udział fani naszego fejsbukowego profilu. To grupa specyficzna – prawdziwi pasjonaci.
A jak to jest w innych krajach? Prawdziwym prymusem jest oczywiście Holandia. Rocznie jej obywatele przejeżdżają 15 miliardów kilometrów. Co ciekawe, obliczono, że dzięki temu system opieki zdrowotnej oszczędza co roku 19 mld euro. Aż jedna czwarta wszystkich podróży (głównie codziennych) odbywa się na rowerach. Statystycznie każdy obywatel Holandii przemierza codziennie 2,5 km (900 km rocznie).
Aż dwóch z trzech mieszkańców zapisanych jest do Szamotuły Bike, systemu, który działa w niewielkim wielkopolskim mieście. Liczy ono 18835 mieszkańców, z czego 12500 kręci na miejskim rowerze. Miasto to wygrało w kategorii „osoby zapisane do systemu”.
Na drugim miejscu uplasował się rower miejski Kołobrzeg – na 46481 mieszkańców do systemu zapisanych jest 24500 osób, co daje 53 procent. Co ciekawe, na trzecim miejscu jest stolica. Aż 900000 osób zapisana jest do systemu, co przy 1764615 warszawiaków daje odsetek 51 procent.
Na drugim biegunie są Rybnik, Jawor i Żory. W miastach tych do systemu zapisany jest 1 procent mieszkańców.
Statystyka ta jest szczególnie ciekawa, jeśli porównamy ją z liczbą rowerów w Polsce w ogóle. Na 1000 obywateli naszego państwa przypada 300 jednośladów, można więc założyć, że co najmniej 700 rodaków roweru nie ma. Szczególnie, że niektórzy mają po dwa rowery i więcej.
Dla porównania, w Holandii jest więcej rowerów niż mieszkańców. Na jednego Holendra przypada 1,35 roweru. Nie mają więc oni potrzeby wypożyczania rowerów „systemowych”.
Mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska mogą jeździć przez cały rok. Dlatego w kategorii „długość trwania sezonu” Wrocławski Rower Miejski okazał się najlepszy. 13 innych systemów działa przez dziewięć miesięcy w roku – zazwyczaj od 1. marca do 30. listopada.
Zima, która właśnie dobiega końca pokazała, że jeździć można właściwie przez cały rok. Niemal dwie trzecie rowerzystów, którzy odpowiedzieli na pytania na naszym fejsbukowym profilu stwierdziło, że sezon nigdy się dla nich nie kończy.
Dlaczego tak się dzieje? Dane meteorologiczne pokazują, że jest coraz cieplej. Dla przykładu średnia temperatura we Wrocławiu w 2019 roku wynosiła 11,4 stop. C. Dwadzieścia lat wcześniej było to 7,1 stop. C – czyli o prawie 4 stopnie więcej! Wbrew pozorom, to bardzo duża różnica. Te kilka stopni więcej pozwala spędzić cały rok w siodle.
Brak ścieżek rowerowych jest jednym z powodów, dla których ludzie nie chcą jeździć na rowerach miejskich. Dlatego w naszym rankingu stworzyliśmy kategorię „długość ścieżek rowerowych”. Wygrało miasto, które ma najwięcej ścieżek w porównaniu do łącznej długości dróg publicznych. Czyli Wągrowiec.
Na 58 km dróg publicznych przypada 30 km tras dla dwóch kółek, co daje 52 proc. To bardzo dobry wynik, choć oczywiście łatwiej go „wykręcić” w niewielkim mieście. Wynik Rzeszowa jest podobny (47 proc.), ale miasto jest znacznie większe. Trzecie miejsce zajmuje Chorzów – 44 proc., 135 km dróg publicznych i 60 km rowerowych.
Rowerzyści walczą o więcej. Co ciekawe, historia tej wojny liczy już niema 40 lat! W 1984 roku Polski Klub Ekologiczny zorganizował w czerwcu Dzień bez Samochodu. Później powstał Klub Pojazdów Alternatywnych. Społeczeństwo – a przynajmniej jego część – domagało się miejsca dla rowerów. Pierwszy rękawicę podjął Wrocław, ale dopiero w 1996 roku. Miasto przyjęło uchwałę o planie budowy 100 km ścieżek rowerowych.
Na czyny trzeba było czekać. W ramach Gdańskiego Rowerowego Projektu Inwestycyjno-Promocyjnego powstało 15 km dróg rowerowych. Później epidemia cyklozy – jakkolwiek by to dzisiaj nie brzmiało – rozlała się na całą Polskę.
Obecnie trudno policzyć, jaką łączną długość mają ścieżki rowerowe w Polsce. Pewne jest, że z roku na rok jest ich coraz więcej.
W tegorocznym rankingu stworzyliśmy kategorię, która pokazuje, ile wybudowano ścieżek rowerowych w miastach, w których są systemy. Bezkonkurencyjna okazała się Warszawa. W stolicy powstało 55 kilometrów nowych dróg dla cyklistów.
Na drugim miejscu znalazł się Białystok. 22 kilometry to spory dystans, jeśli weźmiemy pod uwagę wielkość miasta. Na trzecim miejscu znalazły się Lublin i Olsztyn – powstało tam po 18 kilometrów dróg dla rowerów.
Jedynie w sześciu miastach, które wzięliśmy pod uwagę, powstało więcej niż 10 km ścieżek rowerowych. To mało pocieszające. Sporo osób deklaruje, żeby więcej jeździło, gdyby… było gdzie.
Po publikacji rankingu otrzymaliśmy informację z Urzędu Miejskiego Wągrowiec, że podane dane są w rzeczywistości nieco inne. W tym wielkopolskim mieście jest 88 kilometrów dróg publicznych, co oznacza, że stosunek dróg rowerowych do dróg publicznych wynosi 34 procent. W związku z tym Wągrowiec przesuwa się niższe miejsce, a kategorię wygrywa Rzeszów.
Cena wypożyczenia roweru to dla wielu osób czynnik decydujący. Krótko mówiąc: im taniej, tym lepiej. Dlatego też ujęliśmy go w naszym zestawieniu.
Szamotuły wypadły najlepiej. Nie ma tam opłaty inicjacyjnej, pierwsze 20 minut i pierwsza godzina są za darmo. We wszystkich innych miastach trzeba płacić, ale zwykle niewiele. Na drugim miejscu w tej kategorii jest Ostrów Wielkopolski (opłata inicjacyjna 10 zł/pierwsze 20 minut za darmo/pierwsza godzina – za darmo), a na trzecim 17 miast ex-aequo (opłata inicjacyjna 10 zł/pierwsze 20 minut za darmo/pierwsza godzina – 1 PLN).
Najdrożej jest w Dusznikach-Zdroju. Opłata inicjacyjna wynosi 20 zł, podobnie jak pierwsze 20 minut jazdy i pierwsza godzina. To sporo, na plus trzeba jednak przyznać, że miejscowość jest wyjątkowo urokliwa.
Stacje napraw to miejsca, gdzie możesz usunąć drobną awarię roweru. Zazwyczaj wyposażone są w:
To bardzo duże ułatwienie, w razie np. przebicia dętki można ją wymienić (pod warunkiem, że zapas mamy przy sobie).
W naszym rankingu pierwsze miejsce w kategorii „stacje napraw” zajęły Siemianowice Śląskie. 18 takich stacji zostało umieszczonych w mieście o powierzchni 25,5 km kw. Co ważne, pod uwagę w całym rankingu wzięliśmy jedynie stacje, które należą do samorządów.
Oczywiście ze stacji mogą korzystać wszyscy, nie tylko użytkownicy rowerów „systemowych”. To spore ułatwienie dla rowerzystów. Nie wszystkie miasta tak uważają. W aż 11 nie ma ani jednego takiego urządzenia.
Dodatkowe udogodnienia do ostatnia kategoria naszego rankingu. Sprawdziliśmy, czy systemy oferują dodatkowe opcje:
Najwięcej punktów w tej kategorii (osiem) zebrał Wrocław. Miasto oferuje wszystkie opcje z wyjątkiem rowerów trójkołowych i rowerów z fotelikami. Pięć punktów zebrały Stalowa Wola i Chorzów, po cztery punkty miało kilka miast.
Oferta systemów rowerów miejskich jest z roku na rok coraz bogatsza. Operatorzy muszą ją powiększać, by przekonać do siebie użytkowników. Nie da się ukryć, że to nie są najlepsze czasy dla rowerów miejskich.
Stowarzyszenie Mobilne Miasto zrzesza firmy, związane z nowoczesną i współdzieloną mobilnością. W marcu 2020 roku opublikowało raport pod tytułem „Ostre hamowanie roweru miejskiego. Bikesharing w Polsce 2019/2020”. Analizuje w nim skalę i przyczyny spadku popularności systemów.
Nie ma się co czarować, nie jest najlepiej. Dlaczego tak się dzieje? Stowarzyszenie Mobilne Miasto podało kilka przyczyn. Poniżej – naszym zdaniem – najważniejsze z nich.
Czy dane za 2020 rok będą lepsze? W chwili, gdy powstają te słowa, po Europie hula koronawirus. Można więc przypuszczać, że także w tej branży spadek będzie zauważalny. Zresztą to dzieje się już. Już wiadomo, że co najmniej dwa miasta – Łódź i Radom – zrezygnowały z roweru miejskiego, by zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na walkę z pandemią.
Ranking Rowerów Miejskich 2020 – materiały do pobrania