Program
lojalnościowy
4,9/5 Nasza ocena
na Opineo
Punkty odbioru rowerów
Dostawa gratis w 24h
Starożytna Grecja fascynowała mnie od dziecka. Namiętnie czytałam greckie mity, a zgłębianie informacji na temat regionu słynącego z wysoko rozwiniętych technologii, nauk i sztuki w czasach, gdy większość ludów europejskich pozostawała daleko w tyle, było jednym z moich ulubionych zajęć. Stąd też Grecja zawsze była dla mnie kierunkiem wabiącym swym dziedzictwem kulturowym.
Muszę jednak przyznać, że nie planowałam specjalnie przyjazdu tutaj. Destynacja najzwyczajniej stała się logiczną kontynuacją podróży, którą rozpoczęłam z Macedonii Północnej. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że do tej umiłowanej części świata doprowadził mnie rozum.
Macedonia Północna:
Grecja:
Grecja, choć na mapie wydaje się małym państwem, zajmuje 13. miejsce pod względem wielkości w Europie. Możemy tutaj zaobserwować spore zróżnicowanie temperatur i warunków pogodowych. W drodze z Macedonii Północnej 1. grudnia bardzo cieszyłam się, mając zimowe opony, ponieważ północ Grecji powitała mnie obfitymi opadami śniegu. Jednak po około 700 km, na Peloponezie, czekała już na mnie śródziemnomorska aura i +17C.
Choć Ateny i Sparta to dla większości ludzi miasta jako pierwsze kojarzone z najbardziej południowym krajem Półwyspu Bałkańskiego, po dość wnikliwym badaniu terenu, historii klimatycznej, zabytków i potencjalnych tras rowerowych i pieszych mój wybór padł na okolice nadmorskiej Kalamaty.
Muszę przyznać, że bliskość Sparty stała się dodatkowym atutem. Tyle patosu, legend i historii wiąże się z tym polis, że mój mózg, chcąc nie chcąc, zbudował spore oczekiwania wobec tego miejsca. Badając mapy i układając trasy, odkryłam jednak, iż nowożytne miasto “Trzystu”, niestety, nie stanowi żadnej wartości estetycznej. Natomiast trasa łącząca je z Kalamatą jest jedną z najpiękniejszych dróg utwardzanych Grecji! A ponadto, podjazd od strony morza jest najdłuższym podjazdem Peloponezu. Nie potrzebowałam więcej argumentów, by zabrać Cię tutaj.
Mistra to jedno z opuszczonych miast Grecji, a jednocześnie miejsce idealnie symbolizujące spotkanie świata klasycznego i średniowiecznego. Wzniesione w pobliżu ruin starożytnej Sparty było jednym z najpiękniejszych miast bizantyjskich w Grecji i miejscem, w którym pieczołowicie pielęgnowano i przekazywano tradycje antyku. Z tego niezwykłego spotkania wziął początek renesans.
Założona przez krzyżowców w XIII w. na stokach malowniczego Tajgetu, Mistra okres świetności przeżywała pod panowaniem Bizantyjczyków. W czasach Paleologów i Kantakuzenów była stolicą kulturową cesarstwa. Jako ośrodek nauki i sztuki odegrała nader istotną rolę w dziejach kultury europejskiej.
W przeszłości Mistrę często przyjmowano za starożytną Spartę, o czym świadczą obrazy i teksty, które dotrwały do naszych czasów. Przyznam, że wcale się nie dziwię. Ruin Sparty trzeba jeszcze poszukać, zaś bizantyjska twierdza widoczna jest z daleka do dziś.
Ostatni “cywile” opuścili Mistrę w 1953 roku. Żeński klasztor Pandánassa jest obecnie jedynym zamieszkałym obiektem na terenie miasta. Zdecydowanie polecam zwiedzanie ruin tego ufortyfikowanego miasta, dumnie spoglądającego na nowożytną Spartę, rozciągającą się na nizinie u jej stóp. Aby obejść całość, będziesz potrzebować kilku godzin, zaś jeśli chcesz po prostu zerknąć na to cudo, najlepiej zrobić to z poziomu górnej bramy.
Kalamata, to drugie co do wielkości miasto Peloponezu, niegdyś będące również ważnym ośrodkiem portowym. Dziś jest to głównie miasto turystyczne, w miesiącach zimowych dość ciche i przyjemnie niespieszne. Z trzech stron otaczają je góry Tajget, zaś z południa obmywa Zatoka Meseńska. Zimą temperatura wody waha się od 14 do 17 stopni Celsjusza, zatem można się skusić na orzeźwiającą kąpiel.
Moim pierwszym skojarzeniem z tym miastem były oczywiście oliwki, słynne swym kolorem i smakiem na cały świat. Jednakże nie oczekiwałam aż tak rozległych terenów, w całości pokrytych gajami oliwnymi. Nie widziałam nic podobnego ani we Włoszech, ani w Hiszpanii - bezkresne morze zielonych drzewek ciągnące się przez setki kilometrów, zaczynając od kontynentalnej Grecji.
Praktycznie cała tutejsza społeczność jest zaangażowana w hodowlę i przetwórstwo oliwek. Doskonale widać to zwłaszcza w grudniu, podczas sezonu zbiorów. Znajdziesz tutaj również całkiem sporo małych manufaktur, w których możesz nabyć pyszną oliwę i oliwki bezpośrednio od producenta.
Gdybym chciała po prostu przejechać trasą 82 z Kalamaty do Sparty i wrócić, musiałabym się zmierzyć z dystansem 112 km i aż 2748 m przewyższeń. Zamiast tego stworzyłam 2 fantastyczne trasy, do każdej włączając mniej-więcej połowę tej malowniczej drogi.
Pierwsza z nich ma 67 km długości z 1733 m przewyższeń i prowadzi z Kalamaty na przełęcz Lagada-Tajgetos, a następnie skręca na wąziutką dróżkę asfaltową, przechodzącą po kilku kilometrach w malowniczy gravelowy zjazd przypominający toskańskie strade bianche. Zaczynam ją od najdłuższego podjazdu na Peloponezie, liczącego 32,3 km i 1 409 m w pionie. Wspinaczka prowadzi wzdłuż kanionu rzeki Nedontas i pełna jest urzekających widoków na Tajgetos. Górskie serpentyny wywołują zachwyt, ale niestety, dopada mnie niewielki deszcz. Na przełęczy zaś dochodzi silny wiatr i bardzo stroma końcówka podjazdu.
Po długiej wspinaczce wjeżdżam na drogę nieutwardzoną, prowadzącą w dół. Tutaj muszę uważać na liczne luźne kamienie. Po kilku kilometrach wracam na wąski asfalt i strzałą, już po zmroku i w nasilającym się deszczu dolatuję do Kalamaty.
Drugą trasę o długości 71 km z 1 616 m przewyższeń zaczynam ze Sparty, od pomnika Leonidasa. Tym razem pogoda jest wyśmienita: jest rześko, bo około 8 stopni, jednak świeci słońce. Znów zaczynam od wspinaczki drogą 82 na przełęcz Lagada-Tajgetos. Od tej strony podjazd ma 22,2 km i 1 096 m wzniosu. Przyznaję, że od tej strony droga jest jeszcze piękniejsza. Nie tylko jest więcej spektakularnych serpentyn, ale również kawałek trasy prowadzi przez tunele skalne. Dla mnie bomba!
Zimą droga ta jest prawie pusta, więc kręcę przez większość czasu w ciszy i spokoju, napawając się otoczeniem i delikatnym nachyleniem. Po dotarciu na przełęcz, zjeżdżam kawałek w dół, by odbić wprawo na kolejną wąską dróżkę asfaltową, ostatecznie prowadzącą do lasu i przechodzącą w gravel.
Chwilę przed zachodem słońca pokonuję zapierający dech w piersiach szybki zjazd całkiem dobrą drogą gruntową i wpadam do uroczego miasteczka Kastoreio. Niestety, słońce już chowa się za horyzont, więc rezygnuję ze zwiedzania i wjeżdżam na ostatni kawałek trasy, prowadzący piękną asfaltową drogą do samej Sparty. Pod pomnik Leonidasa wjeżdżam już przy świetle latarni, ale pełna zachwytu!
Gdybym miała wybierać pomiędzy zwiedzaniem Sparty a zrobieniem choćby jednej z tych tras, nie wahałabym się nawet przez chwilę i wsiadła na rower! Obie pętle zrobiły na mnie ogromne wrażenie i przewyższyły oczekiwania. Mam nadzieję, że Ty również będziesz mieć okazję doświadczyć tej wspaniałej przygody!